piątek, 27 listopada 2015

poniedziałek, 2 listopada 2015

fem!Hawke & Fenris - 5

Rozdział 5 

Wstałam i zaczęłam się ubierać. Zerkałam co chwilę na niego z wielką troską i wciąż szepcząc ,,Nie martw się, damy radę.''. Widząc bałagan, jaki miał w pokoju, zaczęłam wszystko układać z myślą o jego strategii : wchodzę, zabieram, wychodzę. Po około kwadransie wszystko leżało w ładzie i porządku. Uśmiechnęłam się dumnie i znów na niego zerknęłam. Na te srebrzyste włosy, niczym księżyc w pełni, na ciemną karnację, senne powieki przykrywające piękne zielone oczy, typowy elfi nos z długą przegrodą. Nie wyglądał już tak młodo, gdy jak go poznałam, ale wciąż pozostawał w dobrej formie - w wieku wręcz idealnym na ojca.
Po pewnym czasie wyszłam z pokoju. Delikatnie, starannie i bezszelestnie zamknęłam za sobą drzwi. Udałam się korytarzem w stronę holu, a na miejscu spotkałam Danala.
-Witaj ponownie - uśmiechnęłam się do niego, podchodząc już do wielkiej drewnianej lady.
-Witaj Klaro! Wszystko w porządku? Zarządca doniósł, że spod 9 doszło do jakiejś bójki...?
-Nic z tych rzeczy! Fenris słusznie buchnął na mnie gniewem, ale do niczego nie doszło - w moim uśmiechu było tyle szczerości, że nie mógł mieć żadnych wątpliwości.
-Dobrze więc. Czego zatem potrzebujesz, moja droga?
-Chciałam zapytać, czy jest coś w czym mogę pomóc? - spytałam się podpierając na biodrze.
-Stare problemy, które chciałbym, aby były zakończone pokojowo, lecz nie ma takiej możliwości... Niedźwiedzica znad rzeki znów ma młode i atakuje wioskę. Mówię tym parszywym wieśniakom, żeby nic jej nie robili, ale ci jak zwykle nie słuchają. Nie wiem jak powinniśmy sobie z tym poradzić.
-Zbyt dużego doświadczenia z zwierzętami nie mam, ale postaram się jak mogę. Nie będę dłużej zwlekać. Do zobaczenia. - od razu zaczęłam się z powrotem kierować w stronę pokoju, by założyć zbroję.
-Uważaj na siebie, Klaro - powiedział do moich już oddalających się pleców, na co przystanęłam i lekko odwróciłam głowę.
-Nie ma co się martwić, ja zawsze sobie radzę.
-W to nie wątpię. - po jego słowach ruszyłam dalej.
Gdy weszłam do pokoju, zaczęłam ubierać zbroję. Na początek nagolenniki, potem napierśnik, naramienniki, rękawice, buty i jak należało - zaplotłam warkocz. Fenris zawsze powtarzał, że to w nim wyglądam najpiękniej, na co zwykłam się rumienić. Choć nigdy nie przepadałam za komplementami, to z ust Fenrisa zawsze sprawiały mi przyjemność. Pod koniec sięgnęłam po ostrza, którymi uwielbiałam rzucać w niczego nieświadomych przeciwników i przymocowałam je do pasa. A ostatnie co zrobiłam - sięgnęłam po moje sztylety. Jak zwykle ostre i wygodne w rękojeści.
Nie zwlekając dłużej, wyszłam ponownie z pokoju i udałam się korytarzem z powrotem do holu. Przechodząc tamtędy zerknęłam na żar w kominku, był drobny, ale bardzo mocny. Uwielbiałam patrzeć w ogień przed walką, dodawał mi on bowiem otuchy i siły.
Po otwarciu drzwi powitało mnie słońce lekko wschodzące ponad drzewami. Wokół było paru ludzi i siostra z świątyni. Wolałam nie mieć z nią do czynienia i od razu poszłam w stronę lasu. Niestety jak się okazało, to właśnie mnie szukała. Zauważywszy mnie, krzyknęła.
-Klaro Hawke! Natychmiast proszę stać, a następnie obrócić się i położyć wszelką broń na ziemi! - na jej słowa powoli obróciłam się w jej stronę, po czym znudzona oparłam się na biodrze nie wykonując polecenia.
-Powtórzę jeszcze raz - proszę położyć broń na ziemi! - w jej głosie było tyle wątpliwości, jakby przeczuwała, że zaraz coś zrobię. Jednak ja tymczasem tylko myślałam o tym, żeby ktoś ją walnął w łeb.
-Możesz mi wytłumaczyć o co ci chodzi, siostrzyczko? - uniosłam brew i skrzyżowałam ręce na piersi.
-O co?! O straszenie naszych mieszkańców! Biedny Latrius wciąż nie może się ocknąć. Cały czas powtarza, że powróciła zguba, imieniem Klara. Że właśnie ty znowu sprowadzisz na nas nieszczęście.  - gdy to usłyszałam, opuściłam ręce i zaczęłam agresywnym krokiem zmierzać w stronę świątyni. Wiedziałam, że własnie tam jest ten zakłamany idiota.
-Wierni, strzeżcie swojego brata!
Ludzie stojący wokół niej zaczęli na mnie iść z mieczami. Pierwszego ochotnika zablokowałam w nadgarstku, gdy robił zamach, po czym wbiłam mu ostrze w brzuch, a ten żałośnie opadł na ziemię. Kolejny myślał, że trafi mnie z łuku, na co odpowiedziałam piruetem - strzała przeleciała mi zaraz obok uda. Po piruecie szybko rzuciłam w niego kolejnym ostrzem. Zmierzyłam siostrę gromiącym wzrokiem, a ona wyraźnie wystraszona zaczęła uciekać do świątyni, pomijając fakt, że się po drodze potknęła padając na ziemię. Pozostało jeszcze dwóch ludzi, którzy tym razem byli wyposażeni w zbroje, oraz tarcze i dość solidne miecze. Wielkim ich błędem było atakowanie mnie naraz, ponieważ zrobiłam unik w postaci przysiadu, po czym nabiłam ich na sztylety. Popatrzyłam jeszcze na trupy leżące wokół, po czym obróciłam sztylety w rękach i szybkim krokiem ruszyłam za siostrą w stronę świątyni.
Gdy już byłam za mostkiem, nagle ktoś położył mnie na ziemię. Automatycznie obróciłam się na plecy.
-Klara! Co ty robisz?! - Fenris przyszpilił moje nadgarstki.
-Fenris...? - zaczęłam widzieć podwójnie.
Po chwili zrobiło mi się słabo i straciłam przytomność.




Źródło Arta : Forum Sufficient Velocity

niedziela, 1 listopada 2015

fem!Mahariel & Tamlen - 3

Rozdział 3

Siedzieliśmy sami, gdy reszta już spała. Ogień powoli przygasał, jednak wciąż dawał nam odrobinę światła i ciepła. Położyłam głowę na jego ramieniu, a on delikatnie ścisnął moją dłoń.
-Ma vhenan... - szepnął. Gdy usłyszałam jego głos ciarki mnie przeszły. Gdy go ostatni raz widziałam był on taki młodzieńczy. Teraz nabrał męskości i mocy, jednak wciąż był podobny do tamtego. 
-Cieszę się, że żyjesz - powiedziałam po chwili. Wtedy nagle księżyc rozświetlił moją drobną, bladą, elfią twarz. 
-Ja również, Cieszę się, że dożyłem chwili, by cię znów zobaczyć. Gdy usłyszałem ,,Bohaterka Fereldenu'' od razu pomyślałem o tobie... Nie miałem pewności, a jednak naprowadziłem się dobrze.
-Nie odpowiedziałeś mi w lesie. Jak przeżyłeś? Myślałam, że zostałeś skażony tak jak ja. - po chwili namysłu nagle dodałam - Ale poczekaj, przecież my go nie widzieliśmy. Przybył po tym, jak znaleźliśmy to lustro. Skąd o nim wiesz?
-No właśnie... O niego chodzi. To głupia historia i aż wstyd mi o tym powiedzieć. No ale dobrze. Spotkałem Duncana. Jednak miał on tylko jedną fiolkę z krwią pomiotów. Nalegałem, by ratował ciebie, ale upierał się i wciąż powtarzał, że mój stan jest gorszy, ponieważ miałem dosłowny kontakt fizyczny z lustrem, a ty nie. Bałem się, co powiesz, gdy dowiesz się, że musiałem najpierw ratować własny tyłek. Jednak zanim zdążyłem wrócić do klanu, ciebie już nie było. Merrill powiedziała, że Strażnik cię zabrał. Nie mogłem zostać, choć mnie namawiali, ponieważ Opiekunka nie wyraziła zgody. Powiedziała, że nie ma dowodów na to, że jestem już bezpieczny i z ,,troski o klan'' musi mnie odesłać. Nie miałem pojęcia, gdzie się udałaś wraz z Duncanem, więc ruszyłem w podróż po Fereldenie. Przez całe te lata szukałem cię. Byłem wiele razy tak blisko, choć zawsze niedostatecznie. Ale wiedziałem, że żyjesz. Choć pojawiły się wątpliwości, gdy usłyszałem o Ostagarze... Przez pewien czas bałem się. Ale ponownie trafiłem na trop...
-Fioletowe wstążki... - powiedziałam wraz z nim
-Naprawdę je znajdywałeś? - poczułam zaskoczenie, ale i ulgę.
-Były spryskane wywarem z fiołków - twoich ulubionych kwiatów. Zawsze ci je dawałem.
-Te wstążki to był symbol, że o tobie nie zapomniałam...
-I miło mi to wiedzieć, że mimo tych paru lat wciąż kimś dla ciebie byłem.
-Nie mogłabym o tobie zapomnieć.
Pocałował mnie. Na moich policzkach pojawiły się czerwonawe rumieńce. Poczułam bijące od niego ciepło - Kochałam go. Bardziej, niż mogłabym sobie wyobrazić. O kimkolwiek innym nie potrafiłam. Jedynym mężczyzną był Tamlen. Po chwili przerwał i spojrzał mi w oczy.
-Wciąż tak samo piękna - uśmiechnął się kącikiem i cicho zaśmiał - Wciąż te same fioletowe oczy.
-A u ciebie coś się zmieniło... Głos - zachichotałam.
-Aż tak bardzo słychać? Ja wielkiej różnicy nie odczuwam.
-Ale ja tak - uśmiechnęłam się.
Potem nie spaliśmy całą noc. Przytuleni leżeliśmy i patrzyliśmy w gwiazdy. Po chwili zastanowienia dotarło do mnie.
To nie był sen. Znów leżałam właśnie obok jego, jak kiedyś. Rozmarzyłam się, gdy zerknęłam na księżyc odbijający się w jeziorze. Często o tej porze zwykliśmy opowiadać sobie żarty i kawały, budząc cały klan śmiechem. Był częścią mojego dzieciństwa. Bardzo dużą. Wszędzie razem...
Zawsze i wszędzie.






Źródło Arta : HDWallpapers