sobota, 10 października 2015

fem!Mahariel & Tamlen - 2

Rozdział 2

Tego dnia, lecz już późnym popołudniem postanowiłam wybrać się do lasu Brecilian. Chciałam znowu poczuć to miejsce, ten znajomy zapach. Było to ostatnie, w którym byłam wraz z całym klanem. To tam znaleźliśmy ruiny, które nas rozdzieliły. Był to najgorszy dzień w moim życiu. 
Doszłam na skraj lasu. Przeszłam powoli pomiędzy drzewami, gdzie kiedyś leżał obóz innego klanu. Wraz z wilkołakami zabiłam ich wszystkich, ponieważ Zathrian ich zaczarował. Niewinnych ludzi skazał na nękę do końca życia, czyli zniżył się do ich poziomu. Tak jak oni kiedyś zniewolili nas, tak on teraz postąpił podobnie. Nie potrafiłam tego zrozumieć i postanowiłam go zabić. 
Ich kości tam leżały. Wzdrygnęłam się lekko na ich widok, ale pozostawałam nieugięta. Nie żałowałam swojego wyboru.
Moje krótkie rudawe włosy powiewały delikatnie na wietrze i szłam z sztyletami w rękach - jak zwykle gotowa na wszystko, na zielonkawej zbroi odbijały się promienie słońca. Czułam świeże powietrze lasu, zapach wilgotnej kory żelazodrzewa, delikatną woń pobliskiej Łaski Andrasty. Piękne kwiaty, które uwielbiała Leliana oraz jej matka. 
Poszłam dalej, przyglądając się każdemu elementowi lasu. Każde drzewo, każdy krzak i inne obiekty dokładnie oglądałam. W niektórych miejscach przychodziły wspomnienia, gdy jak dzicy biegaliśmy z Tamlenem. Uwielbiał mnie gilgotać w boczki i rzucać na trawę. Zawsze po tym padał dramatycznie na ziemię, zaraz obok mnie. I przez ostatni tydzień, gdy się widzieliśmy również całował mnie w policzek. Kiedy to wspomnienie przyszło, położyłam rękę na własnie tej części twarzy. Przypomniałam sobie jego muskanie ustami - codziennie. Często się uśmiechałam, a zaraz po tym smutniałam.

,,Tamlen, a co jeśli coś nam się stanie? Jak ja wtedy będę żyć... Gdyby nie ty, już dawno bym umarła''

Często to sobie powtarzałam. Naprawdę odegrał wielką rolę w moim życiu i wielkie trudności sprawiały by mi chociaż próby zapomnienia. Zbyt wielka część mojej pamięci była przez niego zajęta, bym mogła tak po prostu ją wymazać.
Nagle gdy stałam z ręką na policzku usłyszałam odgłosy walki i krzyki bojowe. Postanowiłam jak najszybciej ustalić źródło hałasu i udać się na pomoc. Wszystkie szmery były niewyraźne, ale udało mi się słuchem ,,odnaleźć'' kierunek. Ruszyłam jak najszybciej wydeptaną, wąską ścieżką na południe. Po chwili znalazłam się w środku walki pomiędzy grupą jakiś elfów a dwoma wielkimi niedźwiedziami. Pojedynek rozgrywał się spontanicznie i szybko. Byli dobrze wyszkoleni, więc nie było ani nudno, ani trudno. 
Na polu walki było 6 elfów - dwóch łuczników, jeden łotr, jeden mag i jeden wojownik - wszyscy zakapturzeni. Łucznicy atakowali każdy po jednym przeciwniku, mag ciskał magicznymi pociskami z kostura w stronę czarnego wraz z łotrzykiem, który go nakłuwał. A ostatni - wojownik zajmował się czarnym. Nie stałam oczywiście jak głupia - w chwili ,,wprosiłam się'', a raczej im pomogłam. Jednym sprawnym rzutem noża wbiłam go brązowemu prosto między oczy,a w tej chwili wojownik dobił drugiego. Chwilę stali oszołomieni, próbując zlokalizować swojego pomagiera, to znaczy mnie. 
Poczułam się dziwnie, gdy grupa sześciu elfów spojrzała na mnie spod kapturów. Wolałam patrzyć każdemu prosto w oczy, ale czego wymagać od nieznajomych. Nagle tamten wojownik zaczął szybko iść w moją stronę. Stałam jak stałam, w ogóle nie wzruszona tym faktem, w końcu wiele było już takich sytuacji. Gdy był już parę metrów ode mnie rzucił miecz na ziemię i rzucił mi się na szyję, przyciskając moje ciało mocno.
-Mesira... - wyszeptał.
Nie mogłam uwierzyć. To był on. Mój Tamlen. On żył, był cały i zdrowy. Jednak nie mogłam pojąć jednego. Jak on przeżył? Ja zostałam Szarą Strażniczką i się uchroniłam. Ale jak on to zrobił?
-Boże, moja Mesira. Moja najlepsza Mesira... - przycisnął mnie jeszcze mocniej, aż ledwo mogłam oddychać. 
Po chwili pocałował mnie. Poleciały mi łzy z oczu. Nie mogłam uwierzyć, że to nie był sen. Byliśmy znów razem.
-Ale... Jak ty właściwie przeżyłeś?! Wróciłam po ciebie, a ty zniknąłeś... Duncan powiedział, że jesteś już zapewne martwy, albo dotknęła cię zaraza i wkrótce będziesz!
-Tak ci powiedział? Bzdura! To znaczy, byłem skażony... Ale ta historia jest naprawdę głupia...
-Nie obchodzi mnie to, ważne, że żyjesz. To się liczy dla mnie teraz jako jedyne. - przytulił mnie ponownie.
-Poznaj Drużynę Cienia.  Ten mag to Rhys, tamci łucznicy to bliźniacy - Nadlen i Roland, a ten tu łotrzyk to Haddris. 
-Witaj. - skłonił się lekko Haddris.
-Uszanowanie! - wykrzyknęli entuzjastycznie Nadlen i Roland.
-To zaszczyt móc cię poznać. - dodał po chwili Rhys.
-Miło was poznać. Skąd się wszyscy znacie? 
-Myślałem, że uda nam się odszukać nasz klan... No i ciebie głównie. Wierzyłem w to, że wciąż żyjesz. Zamyślałem się, czy to ty nie jesteś Bohaterką Fereldenu... No i się nie myliłem, najwidoczniej. Opisano mi tą skazę na twoim policzku...
To prawda, miałam bliznę. Na prawym, czyli tym, w który mnie zawsze całował. Miałam tylko nadzieję, że to niczego w związku z tym nie zmieni.
-Tak... Podczas ostatniej bitwy jeden z wieśniaków trącił mnie i przywaliłam w gałąź, troszkę głupie. Wolałabym, aby była zrobiona ostrzem jakiegoś wojownika podczas wielkiej bitwy... - zaśmiałam się krótko.
-No tak... 
Chwilę staliśmy obserwując zmiany na naszych twarzach. Tamlen wyraźnie nabrał bardziej męskiego wyglądu. Miał również lekki zarost, ale on nie zmieniał zbyt wiele. Nadal był tak przystojny, jak przy naszym ostatnim spotkaniu przed ponad półtora roczną rozłąką. Jego bardzo błękitne oczy wciąż przyciągały największą uwagę. Uwielbiałam się w nie wpatrywać.
-Mam rozumieć, że... Idziesz z nami? - chwilę po jego słowach uśmiechnęłam się.
-Tak. Już nigdy cię nie zostawię.






Źródło Arta : Tumblr

piątek, 9 października 2015

fem!Mahariel & Tamlen - 1

Rozdział 1 [próbny]

Koniec plagi. Dzięki podstępowi doskonałemu udało mi się uniknąć śmierci. Alistair na tym skorzystał, cholerny do niedawna prawiczek. Wszyscy szczęśliwi, oprócz mnie... Na co mi było życie, jak bez Tamlena? Tego jedynego od dawna, który tak się o mnie troszczył... 
Myślałam, że odszedł na zawsze. Mój klan nawet nie chciał go szukać, bo cholerny, już w dzisiejszych czasach zmarły, Duncan powiedział, że plaga go na pewno dopadła i, że nie ma już dla niego nadziei.
Ja również zostałam dotknięta tą zarazą. Jedynym sposobem, by zapobiec śmierci było zostać Szarym Strażnikiem. Wtedy jeszcze nie miałam zamiaru żegnać się ze swoim życiem, dlatego przystałam na warunki. Nasza opiekunka mnie wysłała.
Historię plagi pewnie znacie, nieraz jest ona opowiadana w tawernach i innych miejscach. Choć miało to miejsce dobre 7 lat temu, wciąż jest to idealny temat, by zabawić gości i słuchaczy. 
Pewnego dnia siedząc w swoim pokoju w rezydencji nieopodal głównej drogi do Redcliffe czytałam książkę. Ktoś opisał w niej moje przygody, które opowiedziała pisarzowi Leliana. Lektura nie była najgorsza, ale wywołała u mnie wspomnienia. W niektórych momentach łzy ściekały mi po policzkach, a twarz stawała się czerwona. Wyglądam w takich sytuacjach okropnie, dlatego unikam płaczu. 
W całej lekturze najbardziej zaciekawił mnie opis Tamlena. Na początku ja opowiedziałam o nim Lelianie, nie pominęłam żadnego szczegółu, zarówno w wyglądzie, jak i w charakterze. Nie potrafiłabym czegokolwiek ominąć. Potem ona postarała się jak najlepiej opisać go pisarzowi. Choć nigdy nie miała jego twarzy przed sobą, bardzo dobrze wszystko mi potem opowiedziała. Pominęła parę mniej ważnych faktów, ale nie zrobiło to wielkiej różnicy. 
Lecz nie wiedziała jednego. A mianowicie - jak bardzo go kochałam. Nie powiedziałam jej tego wprost, ale zapewne się domyśliła. Nikogo bowiem nie opisałam jej z taką dokładnością.
Tamlen był inny niż reszta elfów w klanie. Z początku był to zwykły najlepszy przyjaciel. Zawsze narażał swoje życie dla mojego. Z czasem zaczęłam do niego czuć coś więcej. Około tydzień przed wyprawą w tamte opuszczone ruiny pocałował mnie po raz pierwszy. Już miałam wizję, jak cały klan świętował nasze zaręczyny. Miałam na nie wielką nadzieję.
Wracając do czytania książki w rezydencji... Czytałam fragment jego opisu bardzo dokładnie, cały czas w kółko i w kółko. Nie mogłam się powstrzymać, by przestać. Został w moim sercu na zawsze i nie potrafiłam żyć bez myślenia o nim.

Tamlen. Był to przyjaciel naszej drogiej Mesiry Mahariel, Bohaterki Fereldenu, której zawdzięczamy nasze życia i pokój w państwie. To on był jednym z ostatnich, którzy widzieli ją, zanim została na zawsze splugawiona przez pradawny eluvian. [...] Był silnym, dobrze zbudowanym młodym mężczyzną o włosach blond i oczach niebieskich. Znał ją odkąd się urodziła. Razem ratowali swój dalijski klan wiele razy. Zawsze razem. Byli nierozłącznymi i wiernymi przyjaciółmi. Gdzie ona się udała, tam on. Gdzie on się udał, tam ona. Tworzyli wystarczający we własnym zakresie dwuosobowy zespół. Zgrany, jak niebo i ziemia. Wspólnie dokonali w młodości wspaniałych odkryć nie tylko dla klanu, ale i też dla reszty kraju. 

Ten właśnie fragment wprawiał mnie w płacz. ,,Zawsze razem.''  To była najszczersza prawda. ,,Gdzie ja, tam i on. Gdzie on, tam i ja.'' Nie było momentu, gdy opiekunka lub ktokolwiek inny zdołał nas rozdzielić. Zawsze byliśmy ,,dwuosobowym zespołem'', jakiego nikt nie mógł stworzyć. Niepowtarzalni i wierni. Wszyscy nam zazdrościli tej umiejętności rozumienia się niczym przez telepatię. Nieraz, nie dwa chcieli nas wysłać do wojsk fereldeńskich, a wtedy protestowaliśmy niemiłosiernie. Nasze miejsce było zawsze i wszędzie w klanie. Gdyby nie my, wiele razy by już polegli. A jednak troszczyliśmy się o nich i zostaliśmy do końca. Tak samo było ze mną i nim...






Źródło arta : DeviantArt

czwartek, 8 października 2015

fem!Hawke & Fenris - 4

Rozdział 4


Staliśmy tak przytuleni dobre parę minut. Było mi naprawdę przyjemnie i ciepło. Jego ciało przylegające do mojego i jego łzy spływające po naszych policzkach. Dlaczego on płakał - długo rozmyślałam. Lecz po pewnym czasie się znów odezwał.
-Klara... Byłem u akuszerki, już wszystko wiem. To był drugi powód, dla którego chciałem uciec. Stchórzyłem, bardzo stchórzyłem. Bałem się tego, że będę złym ojcem i sobie nie poradzę. Pewnie mnie znienawidzisz - W końcu o mało cię nie zostawiłem... Jestem idiotą, większym niż Anders.
Wtedy i ja zaczęłam płakać. Odsunęłam się i spojrzeliśmy sobie w oczy- zapłakane w zapłakane. Dopiero co miałam obawy, że mnie zostawi. A teraz to się prawie spełniło...
-Jak... ty mogłeś? Najpierw nie wytrzymujesz i sprawiasz, że zostaję ciężarną a potem uciekasz? Po tobie się tego nie spodziewałam... 
Cofnęłam się pod ścianę, po czym zaczęłam płakać tak mocno, że słyszeli mnie za ścianą. Fenris stał nadal chwilę, po czym zaczął się do mnie zbliżać. Automatycznie zerwałam się i wstałam. Przyłożyłam sobie rękę na dekolt, a czerwone i czarne płomyczki błyskały. On dobrze wiedział co robię. 
Już tak raz zrobiłam, gdy moja matka umarła w moich ramionach. Wstałam, przyłożyłam sobie rękę i z zamkniętymi oczami stałam. Moi towarzysze wtedy patrzyli na mnie zakłopotani. Dopiero, gdy upadłam zrozumieli, że odbierałam sobie moc życiową oddając ją do otoczenia. Wtedy Fenris mnie złapał, a gdy straciłam przytomność odprowadził do domu. Gamlen wtedy był taki roztrzęsiony, że myślał, że umarłam. I szkoda, że wtedy się tak nie stało, bo gdy dowiedziałam się prawdy o tym, co Fenris chciał zrobić bardzo tego żałowałam i ponownie spróbowałam.
-Nie rób tego! - wtedy rzucił się na mnie. Nie agresywnie, lecz w przestraszeniu.
Przywarł mnie za nadgarstki do ściany i pocałował. Był to kolejny długi, namiętny i romantyczny pocałunek. Jeden z tych, które mi przypominały całe moje życie. Od najgorszych doświadczeń, do tych najpiękniejszych chwil. Najpierw wszystko zawsze jest szare w tych wizjach. Z czasem nabierają kolorów, a na końcu tworzą pięknie kompozycje, wręcz abstrakcyjne. Ale mimo wszystko są piękne... I do tej pory nie przestaję ich wszystkich sobie przypominać, bo nawet jeśli chwila jest najgorsza w życiu, to zawsze wywoła płacz, czy wzruszenie, już niekoniecznie smutne.
-Klara, przestań. Jestem idiotą, kretynem, głupcem, ale cię kocham. I nie mogę bez ciebie żyć. I zdaję sobie sprawę z tego, że cię zraniłem taką głupią rzeczą. Ale wiem, że nie mogę cię zostawić. I nie zostawię już nigdy, tylko błagam cię - Muszę znaleźć tych łowców. To jedni z tych, którzy mieli na nas wyskoczyć jako ostatni w dolinie podczas podróży na Okaleczone Wybrzeże. Jednak kazano im się wycofać. Muszę Klara, po prostu muszę ich znaleźć.
-Rozumiem... Ale weźmiesz ze sobą mnie i kogoś jeszcze. Nie ma mowy, żebyś poszedł sam - położyłam mu rękę na policzku, a ten przykrył ją swoją.
-Nie, nie możesz się narazić. A co jeśli coś ci się stanie? Odpowiadam za ciebie i za nie. 
-Nic mi nie będzie, Fenrisie. 
-Powinienem być stanowczy  i nie pozwolić ci iść za nic. Ale chyba bardziej bym się teraz obawiał, gdybyś została sama w Kirkwall... Nie ma sensu już tam wracać, wyruszymy jutro w dalszą podróż...
-A co z trzecią osobą...?
Rozglądał się chwilę na boki, rozmyślając nad tym. Po chwili zgrymasił się.
-Jedyną niedaleką osobą jest... Anders. - widziałam palącą w jego oczach nienawiść. Nienawidził go z całego serca. Bardziej, niż Merill czy Isabellę. Lecz wciąż mniej, niż zmarłego Danariusa. 
-Nie mamy wyboru, Fenrisie... 
-Wiem. Będziemy się tym martwić jutro. A teraz... - objął mnie w talii - Chyba zapoznamy się bliżej z... No właśnie... Dziecko bez imienia, to żadne dziecko. Trzeba wymyślić chociażby przykładowe imiona i dla chłopca i dziewczynki.
-Leandra, Bethany, Carver, Malcolm...
-Klara... - już widział moje łzy napływające do oczu. - Otrząśnij się - zaśmiał się i uśmiechnął a ja zaraz po nim - Póki co porozmyślam nad jakimiś, a ty nie wspominaj ich. Niech żyją dalej w twoim sercu, ale na pewno nie chcieli by, byś wciąż rozpamiętywała, co się im przytrafiło - Ucałował mnie w czoło. -Powinnaś odpocząć, w końcu jutro wyruszamy... 
Pocałowałam go po raz ostatni i zaczęłam przygotowywać się do spania.


Tu tu tu! Piosenka, której słuchałam podczas pisania. Mrr :3   <---- kliknij! <3





Źródło Arta : Pinterest

wtorek, 6 października 2015

fem!Hawke & Fenris - 3

Rozdział 3
Panowanie nad sobą...

Podróż z Kirkwall do Lothering była... dość nietypowa. Wolałabym pominąć ten element, ekhem... Po drodze pokłóciłam się z kapitanem statku, prawie rzuciłam nożem w własnego psa, zabiłam wiele wilków, pozachwycałam się swoją formą - nic wielkiego. 
Kiedy wkroczyłam do miasta, powitał mnie znajomy zapach rodzinnych stron. Lothering aktualnie było w trakcie odbudowy. Szłam powoli przed siebie patrząc na otoczenie. Głównie wciąż zmasakrowane budynki, zeschnięte pola i strachy polne. Nic ciekawego, jak na pierwszy rzut oka. Ale jednak jeden obiekt przykuł moją uwagę... Drzewo. Niewielka brzoza, niestety była już spalona. Ale przywołała wspomnienia, te lepsze. Przypomniało mi się, jak wchodziłam na nią i szukałam przygód. Udawałam pirata, wojownika, maga i również łotrzyka, a jednak skończyłam jako mag. Dziwne było  moje życie. Najpierw straciłam ojca, tego, który kochał mnie i moje rodzeństwo bardzo mocno. On nauczył mnie korzystać z magii. Były to czasy pięknych, lecz męczących treningów, ale nie poszły na marne. Potem przyszedł na jednego z bliźniaków - Bethany. Zginęła, gdy zaatakował nas ogr. Chciała obronić matkę, jednak nie udało się jej... Biedna, moja ukochana siostrzyczka. Potem gdy wyruszyłam na ekspedycję na Głębokie Ścieżki zginął Carver. Zapędził się i pomioty go skaleczyły, z czym wiąże się to, że zginął podczas przemiany w jednego z nich. Przeklęta plaga... A potem matka. Została zamordowana przez fanatycznego maga krwi, który nie mógł wytrzymać z tęsknoty za swoją żoną. Więc ,,złożył'' sobie nową... Jak to określił ,,Znalazł idealne paluszki, nogi, tułów, ręce i... twarz'', która należała do mojej matki. Więc w sumie tak, jestem ostatnią z rodu Hawke. 
Powracając do Lothering - Podążałam ścieżką prosto do mostku. Przeszłam przez niego i poczułam się, niczym gdy miałam 10 lat. Przesiadywałam tam i na brzozie bardzo często. Strumyk, nad którym biegł ten most był taki uroczy.., Wręcz magiczny. Czułam pozytywną energię, jaka z niego dobiegała.
Gdy już minęłam mostek, przechadzałam się dalej przez małe miasteczko, może nawet wieś. Wtedy dostrzegłam właśnie ten zniszczony domek, w którym żyłam od urodzenia. Przez chwilę przeszło mi przez myśl, by kiedyś do niego wrócić. Z Fenrisem... i nim. Albo nią. Kto wie... 
Nagle dostrzegłam mojego tamtejszego swego czasu największego wroga. Postanowiłam się ,,przywitać''.
Podeszłam cicho od tyłu i zaczęłam kręcić drobnym płomyczkiem w dłoni.
-Witaj Latriusie... - powiedziałam cicho, lecz agresywnie
-Hawke... Klara, Hawke. Cóż za spotkanie. Wielka  Bohaterka raczyła odwiedzić rodzinne strony.
-Nie czuj się wyjątkowo. Kto wie, czy nie przyszłam zrobić czegoś jak słynny Fen'Harel.
-Nie umiesz strzelać z łuku - parsknął śmiechem - W porównaniu do mnie.
-Za to mogę uciszyć cię jednym ruchem ręki. W sposób szybki i bardzo bolesny - uśmiechnęłam się szyderczo - A teraz... - zaczęłam przechadzać się dookoła jego, gdy ten wyraźnie wystraszony stał osłupiały - Odpowiesz mi na kilka pytań, albo ten oto płomień przeniesie się na twoją wielce uwielbianą czuprynkę - Dobrze wiedziałam gdzie uderzyć, włosy to od zawsze był jego słaby punkt.
-Nie tak pochopnie, Hawke. Pytaj, jeśli musisz...
-Był tu elf, białowłosy, z wielkim mieczem i ,,tatuażami'' - Starałam się ukryć fakt o jego wtopionym w skórę lyrium.
-Chodzi ci o tego gbura, to na wylot przeleciał ręką przez tamtego łowcę? Po tym uciekali gdzie pieprz rośnie! Niesamowite, jak on to zrobił?
-Nieistotne... Dokąd się udał? 
-Jeśli dobrze pamiętam, to poszedł do tawerny. Wszedł do niej z pół godziny temu... Jednak tyle czasu to ja tutaj robię i wciąż nie widziałem, aby stamtąd wyszedł. Pewnie biedaczyna poszedł się upić.
-Nie sądzę. W każdym razie dziękuję za informacje. Do zobaczenia, hmm. Przy okazji...
-Żegnaj, Hawke.
Oddaliłam się, wciąż nasłuchując, czy nie dobiera łuku, jednak zachował rozum i nawet nie zerknął na ten. Oczywiście udałam się do tawerny, która jeszcze na początku plagi była w pewnym sensie schronieniem dla uchodźców. Była naprawdę blisko miejsca, w którym rozmawiałam z Latriusem, więc spacer doń nie zajął mi wiele czasu. Po chwili byłam już w środku. Na progu oczywiście powitał mnie mocny zapach specjalnego wina właściciela. Dobrze było wiedzieć, że chociaż on dał radę uciec przed plagą, a następnie wrócić na stanowisko. W budynku nie było wiele ludzi, tylko parę pijaków obok kominka. Rozkoszowali się moim ulubionym - grzańcem. Gdybym tylko miała możliwość, to bym wtedy napiła się, ale poszukiwanie Fenrisa było dla mnie o wiele ważniejsze. Postanowiłam wypytać starego Danala.
-Witaj Danalu! Ile to lat minęło, od początku tej cholernej plagi. No ale, przynajmniej te cuchnące kwiaty poznikały! - Postanowiłam rzucić żartem, w końcu on je uwielbiał.
-Stara, dobra Hawke. Nic się nie zmieniłaś! Choć przyznam, przybyło ci blizn i wyglądasz na nieco doroślejszą - uśmiechnął się serdecznie - W czym mogę ci dzisiaj pomóc?
-Danalu, potrzebuję informacji o białowłosym elfie, który tutaj przyszedł. Widziałeś go, prawda?
-Ahh, chodzi ci o tego młodzieńca, który mieszka w pokoju numer 9? Zapukaj, jeśli go znasz. Tylko błagam cię, nie spal mu włosów, tak jak to zrobiłaś ostatniemu elfowi w tej tawernie.
-Nie martw się, jemu w życiu nie zrobię żadnej krzywdy, chociażby błagał mnie na kolanach. - uśmiechnęłam się - Dziękuję, do zobaczenia.
Udałam się na półpiętro, gdzie znajdowało się pierwszych 10 pokoi. Wędrowałam wzrokiem po każdych mijanych drzwiach. Mimo tego, że dobrze wiedziałam, gdzie jest jaki pokój, postanowiłam się rozejrzeć. Po pladze i odbudowie mogło się wiele zmienić. A jednak, numer 9 jako jedyny stał na swoim miejscu. Wtedy zapukałam.
-F-Fenris...? - lekko jąknęłam się.
-Klara?! - słyszałam jak coś przewrócił szybko wstając, by mi otworzyć. 
Nagle drzwi się uchyliły. Rozglądnął się za mną i przyciągnął mnie ręką na talii za próg drzwi. Szybkim ruchem zamknął drzwi i stanął przy nich blokując jakiekolwiek wyjście czy wejście.
-Pisałem.. prosiłem. Dlaczego tak bardzo chcesz naszej śmierci?!
-Dlaczego... co?! To chyba ty chcesz mojej! Umarłabym z odwodnienia lub tęsknoty, zanim zdążył byś wrócić. Poza tym, dlaczego ty we mnie tak wątpisz? Naprawdę myślałeś, że nie zdobędę się by... - przerwał mi pocałunek.
Był on długi i namiętny... Nagle poczułam jak łzy spływają mi po policzkach, lecz nie były moje. On płakał... Pierwszy raz w życiu widziałam, jak płakał.



Art lekko przeze mnie przerobiony
Źródło Arta : Pinterest

fem!Hawke & Fenris - 2

Rozdział 2
A mogło być tak pięknie...

Przez cały wieczór, który spędziliśmy poprzedniej nocy, ani razu nie wspomniałam o rzeczy, którą i tak by się w końcu dowiedział. Ale nie. Postanowiłam go nie martwić, bo najprawdopodobniej tak by zareagował - choć sama już nie wiedziałam. Minęło sporo czasu, odkąd się wtedy kochaliśmy... To nam wyszło nawet na lepsze - bałabym się, że coś by się stało z dzieckiem, które miało przyjść na świat.... Ciężko mi było się przyznać. Miałam pewne obawy, że by mnie zostawił. Lecz z czasem to zniknęło - to znaczy, nabrałam pewności, że mnie nie zostawi. To nie był kolejny dupek, który chciałby tylko chędożyć całe życie. On był (i wciąż jest) delikatny. Mimo swojej ciężkiej przeszłości i z pozorów braku uczuć, to najbardziej kochający mężczyzna jakiego kiedykolwiek spotkałam.
Niestety, ten wieczór był wspaniały, ale nad ranem moje życie runęło... Znalazłam na poduszce list zaadresowany do mnie.

Moja najdroższa, najpiękniejsza i najcudowniejsza Hawke,

Serce mi naprawdę pęka, gdy piszę ten list, ale przynajmniej dzięki Tobie umiem go napisać. 
Nie mogę dłużej zwlekać z tym, co gra mi w duszy od dawna...
Łowcy niewolników z Tevinteru znowu atakują. Niedawno zjawili się pod moim progiem - Wiedziałem, że tak będzie - dlatego nie chciałem spać u Ciebie i narażać twe życie.
Wyruszyłem odrobinę przed świtem w stronę twojego miasta rodzinnego - Lothering. 
Nie skazuj siebie a zarazem mnie na śmierć - NIE PODĄŻAJ ZA MNĄ.

Jeśli nie wrócę, to pamiętaj, że jesteś najważniejszą osobą w moim życiu. Dzięki Tobie nauczyłem się kochać. I nigdy nie przestanę darzyć Cię tym uczuciem.

Na zawsze Twój
Fenris


Gdy to przeczytałam, poczułam się dumnie, że ktokolwiek mi coś zawdzięcza - Jestem naprawdę skromna, musicie mi to wybaczyć... Ale mimo wszystko wtedy płakałam - i to mocno. Fenris uważał mnie, za delikatną, lecz z pazurem i zapewne myślał wtedy, że za nim nie podążę. Ale JA nigdy się nie poddaję. Nie potrafię po prostu od tak puścić swojej miłości wolno. W ciągu około dwóch godzin zebrałam wszystko, dałam wskazówki Bodahnowi jak ma się zająć domem i wyruszyłam.
Ciężarna kobieta, podążająca za śladem zbiegłego niewolnika. Brzmi trochę jak ironia, ale musiałam pozostać silna - Inaczej bym zginęła w mgnieniu oka. To moja podstawa do życia, niepodważalna...




Do wykonania użyłam 2 artów
Źródło artów : DeviantArt

poniedziałek, 5 października 2015

fem!Hawke & Fenris - 1

Rozdział 1  


Nasze posiadłości nie są od siebie zbyt daleko. Mimo tego, niezbyt często do niego przychodzę - częściej on do mnie. Mimo swojej wolności wciąż przesiaduje w posiadłości po Danarius'ie. Nie mogę pojąć dlaczego... Po co znów zadręczać się przeszłością? Nie rozumiem...
Gdzież moje ,,maniery'', jak na damę przystało... Nazywam się Klara Hawke. Tak, to ja jestem Bohaterką Kirkwall, ale nie nadużywam ostatnio tego tytułu. Niech sam Stwórca kopnie kogoś w dupę, jeśli mnie tak nazwie. 
Minęły 3 lata od masakry pomiędzy magami i templariuszami. Choć sytuacja nie jest jeszcze w pełni rozstrzygnięta, to staram się tutaj wciąż utrzymać porządek. 
Ale dość o tym miejscu... Skupmy się na historii, którą docelowo chciałabym wam opowiedzieć.
Wszystko zaczęło się pewnego wieczoru... Poczułam wielką chęć, wręcz potrzebę rozmowy z Fenrisem. Jak to ja - bezpośrednio do niego się udałam. Rezydencja stała jak stała - zakurzona, zapiziała rudera, za przeproszeniem. Ale wciąż czułam się tam lepiej, jak w Kwitnącej Róży. Ciarki mnie przechodzą, jak chociaż myślę o tym miejscu... Słyszałam już z dołu, jak Fenris obijał butelkami stół. Co on mu takiego zrobił! Biedaczysko... - jak zwykle brałam wszystko humorystycznie. Weszłam cicho po schodach, mając nadzieję, że w końcu pojawię się w jego progu niespostrzeżona - Jednak jak zwykle mi się nie udało. W połowie drogi usłyszałam jego głos 
-Nie kłopocz się, Klara. Chodź tutaj. 
Wdrapałam się po schodach lekko obrażona i weszłam do pokoju w którym przesiadywał.
Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to czerwona plama wina na ścianie po lewej, a z nią - wspomnienia. Jakby to było wczoraj, pamiętam co powiedział 
,, Na szczęście wciąż potrafię czerpać przyjemność z drobnostek'' 
Praktycznie każde jego słowo zawsze wprawiało mnie w zakłopotanie... Ciarki przechodziły mi po plecach. Oprócz przystojnej twarzy i dobrze zbudowanego ciała, jego głos również był niczego sobie. W tym głosie zakochałam się jak tylko go usłyszałam.
Po chwili chciałam już usiąść na krześle, gdzie zwykłam. Ale mój drogi elf mnie zaskoczył i machnął ręką przywołując mnie. Grzecznie i powoli podeszłam, gdy on pociągnął mnie i wylądowałam swoim wielkim, ciężkim, ludzkim cielskiem na jego małych elfickich kolanach. Mimo tego, że nie wyglądał, był naprawdę silny i dla niego żadnym problemem było trzymać mnie na kolanach.
-Jak minął ci dzień, Hawke? - już dawno nie słyszałam, jak mówił do mnie po nazwisku. Poczułam się nieco urażona, ale w końcu odpowiedziałam z uśmiechem
-Do tej pory było nudno. Tęskniłam za tobą...
-Ja za tobą też. - rzucił jego szczerym, lecz zawadiackim uśmieszkiem.
-Dobrze wiedzieć. Już myślałam, że zostanę z założeniem, że tylko mój mabari będzie za mną tęsknił.
Fenris uśmiechnął się szerzej i krótko parsknął śmiechem. Uwielbiałam go rozśmieszać. 
-Nigdy więcej, Klaro. - zrobiło mi się o wiele cieplej na sercu, gdy usłyszałam swoje imię. 
-Ostatnia z tamtych butelek - dodał po chwili i skinął w stronę czerwonej plamy na ścianie
-Jeśli nie będę wracać slalomem, to czemu nie! A w razie czego, mnie zaniesiesz do domu i zostaniesz ze mną przez calutką noc.
-Tak jest, zawsze gotowy do działania. Pijany, lecz trzeźwy, zawsze kiedy trzeba! - zaśmialiśmy się razem po czym musnął mnie ustami w delikatnym pocałunku.
Po pewnym czasie wróciliśmy do mojej rezydencji. Nie obeszło by się, bez zaniesienia mnie na rękach. Mówiłam, że tylko żartowałam, ale on oczywiście uparł się. Nie narzekałam na to, bo przyznam, że to naprawdę romantyczne, gdy ktoś taki jak Fenris chociaż mnie dotyka. Już wtedy mam dreszcze, a co dopiero, gdy ktoś mnie tuli we własnych ramionach i prowadzi do domu. Po wejściu wgłąb rezydencji  nie odpuścił i odniósł mnie aż na same łóżko. Tam ułożył mnie delikatnie po czym usiadł obok i popatrzył w moje oczy. Były takie piękne, zielone... Wielkie, jak to u elfów. Nie przeszkadzała mi jego rasa. Ważne jest wnętrze i to, czy kocha i akceptuje.